top of page
Arrivals_1920x658.jpg
Przybyliśmy na antypody
było gorąco
nikogo wokół
tylko nieznanych ptaków 
śpiew nad ranem
gdy nie dało się spać 
słońce stało wysoko na niebie
przez cały dzień
pachniały suche aromaty
niebieskie liście poskręcanych drzew
drżały na wietrze
wizytę złożył pająk
miał czerwony grzbiet
siedział i siedział
na gorącym blaszanym płocie
nigdzie mu się nie spieszyło
w suchej trawie
szeleściły jaszczurki
a może to były 
zeschłe duszyczki
zaginionych dzieci
dyrektor przywitał nas
przyniósł karton piwa
opowiadał jak jego dom na wzgórzach
spłonął w ostatnim pożarze
w Środę Popielcową
w nocy wiało chłodem 
z drugiej strony świata
krzyż południa rzucał cień
wielkiej głowy
na bezludny ogród
potem była niedziela
nie było nic do roboty
smażyły się kotlety
na gorącym piasku
aż przypłynął rekin
wszyscy uciekali
a my tuż za nimi
daleko coraz dalej
na czerwone wzgórza

wypalona ziemia
wzdychała ciężko, zmęczona trwaniem
stopy bolały na kamiennej trawie
oczy były suche

 

bottom of page